Budzi nas deszcz, zimno i woda w namiocie. Morale mamy cholernie niskie. Korzystamy z chwili kiedy przestaje padać i zwijamy namiot. Ruszamy dalej przez piękne, strome i kręte górskie drogi. Mijamy skocznie narciarską w Willingen, a samo miasteczko przypomina naszą Krynicę. Bardzo ładne z mnóstwem knajpek, a w każdej z nich tłumy ludzi.
Wyjeżdżamy z gór i kierujemy się na północ. Mamy trochę poprawek z poprzednich stref. A plan jest bardzo ambitny. Nad ranem chcemy być już na granicy.
Gdzieś na stacji pod Hannoverem pijemy piwko, ucztując koniec pracy. Dzwonimy do Benka i Grażki, czyli do BiG Team :) Oni tez własnie skończyli i jadą do granicy. Więc może się uda spotkać. Umawiamy się w pierwszej restauracji w Polsce.
Przekraczamy granicę nad ranem. Nareszcie w Polsce.
Benek z Grażką dołączają i idziemy na obiadek i piwko, a jest godzina 5 rano.