Już tradycyjnnie - śniadanie, poranna toaleta i w drogę. Kolejna strefa przed nami. Sporo jazdy autostradami, ale za to mamy do przejechania trzy duże miasta: Dessau, Halle i Magdeburg. Dessau przejechaliśmy szybko i nic konkretnego nie widzieliśmy. Halle to duże, brzydkie z dziurami w drogach miasto. Mnóstwo turków i komisów samochodowych. Oczywiście musieliśmy przyjąć kebab. Rzuciliśmy okiem na auta, ale nic szczególnego nie było. Same stare graty. Będąc w centrum Halle, dostajemy wiadomość od Roberta, że musimy wrócić do poprzedniej strefy. I tym sposobem jesteśmy znowu przy granicy z Polską.
Są żniwa i ciągle przeszkadzają nam jakieś dziwne pojazdy na drodze. Tzw siewcy... :)
Sławek już po raz drugi dał się złapać na fotoradar. Mocno zmęczeni, po przejechaniu 900km docieramy do miejscowości Halberstadt. Kamping zamknięty i szukamy innego miejsca do spania. Coś znajdujemy, przy torach kolejowych, ale jest krzywo i bardzo niewygodnie. Próbujemy coś zjeść w samochodzie, ale większość naszych produktów zakupionych w Polsce jest już zepsuta. Nawet turbo lodówka nie dała rady przy takich upałach. Wokoło samochodu chodzi sobie lisek. I własnie zaczynają się jaja. Sławek opowiada mi, że boi się lisów, małych muszek, niedźwiedzi i wszystkich innych zwierząt. Nie boi się tylko hipopotamów :)) Nie chce spać w namiocie, ale jednak podejmuje to ryzyko. Zanim udaje mi sie zasnąć, muszę go uspakajać jak małe dziecko... :D
"A jak on nam tutaj łapką tak weźmie...?"