Wraz ze Sławkiem (Leszczem), wyjeżdżamy na dwutygodniową wyprawę do Niemiec. Naszym celem jest przejechanie jak największej ilości kilometrów. Bedziemy badać zasięg niemieckich sieci telefonii komórkowych dla TynTec'a, ... czy coś takiego... Ja mam zamiar dobrze się bawić i przy okazji trochę pozwiedzać.
Oprócz nas jedzie jeszcze 5 innych ekip. Każda z ekip ma wytyczone strefy, w których będzie sie poruszać. My dostaliśmy chyba najbardziej tranzytową część Niemiec. Ze wschodu na zachód, przez środek kraju. Trasa chyba najbardziej znana nam wszystkim, jeżdżącym do kraju w depresji :) Więc w drogę..., przed nami pola, góry i ogromne zatłoczone niemieckie miasta, a w tym Zagłębie Ruhry.
Wyjeżdżamy w niedzielę rano. Pogoda nam dopisuje, przynajmniej rano. Później temperatura staje się nie do zniesienia. Dzięki za klimę i Turbo Lodówkę. Od samego początku wyjazdu oczkiem w głowie Sławka jest własnie lodówka, którą kupił specjalnie na wyjazd. Mogliśmy przechowywać w niej jedzenie no i piwko oczywiście. Pierwszy postój na parkingu i pierwsze spostrzeżenia Sławka: "Kawa w termosie jest cieniutka, ale toy toy'e w Polsce są zdecydowanie lepsze niż toalety w Belgii". Jesteśmy pod wrażeniem autostrady A4 na odcinku Katowice - Olszyna. Oboje ze Sławkiem jesteśmy zgodni co do tego, że jest to chyba najlepsza "autobana" w Polsce. Wjeżdżamy na ostatnią stację benzynową przed granicą. Szok, - to mało powiedziane. Jakaś mafia zbija tam fortunę. Setki tankujących samochodów. Ten "petro-proceder" nie ma końca. Przekraczamy granicę w Olszynie przy temperaturze 34*C. Wjeżdżamy do lasu żeby zapoznać się z instrukcją obsługi naszych urządzeń. No i zaczynają się problemy. Coś nie chce działać jak należy. Mimo tego ruszamy. Zaczynamy jeździć drogami lokalnymi, po wioskach i miasteczkach w strefie przy granicy z Polską. Często jeździmy wzdłuż Odry, gdzie na drugim brzegu widać nasze słupy graniczne. Wkońcu mamy pierwszy kontakt z naszym wodzem - Robertem, szefem i opiekunem całej wyprawy. Udziela Sławkowi instrukcji jak dobrze podłączyć "device's". Udaje się ! Teraz już wszystko jest ok. Ja tym czasem doznałem szoku nad jeziorem :) Ale nie będę o tym pisał...
Nazwaliśmy sie SiM Team. I tak podpisywaliśmy smsy, które wysyłaliśmy do innych team'ów. Co niektórzy interpretowali to jako SŁOŃCE I MIŁOŚĆ, bądź SOSNOWIEC I MYSŁOWICE :)) A inni jeszcze całkiem inaczej... :)
Tak po całym dniu jazdy, umawiamy się z chłopakami z MiCH Team na wspólny wieczorek na polu namiotowym w miasteczku Gross Koris. Przy piwku wymieniamy sie swoimi doznaniami i wrażeniami z podróży. Jest godzina dobrze po 24, a temperatura jest tylko lekko poniżej 30*C. Marek L. i Chemik poszli się wykąpać. Marek zdążył się tylko namydlić i brakło wody. Okazało się, że potrzebne są żetony do pryszniców. No i miał chłopak problem z pianką... :) Wkońcu udaje się zasnąć.